Pokračování textu ze strany 28
… i schyliłem się po kupkę czarnych trocinek. Kiedy lekkim dmuchnięciem owiałem czarny stożek trocin i powoli poruszałem nad nim dłonią, w czerni węgielków ukazała się czerwona plamka. Przyłożyłem do niej hubkę, ta przejęła ogień i tliła się tajemniczym, korzennym zapachem. Rozdmuchałem słabiutki żar plamki i włożyłem hubkę do wąskich liści narduszka, do jego jedwabnych pędów tak, że powstało gniazdo i wszystko włożyłem w wiklinę łąkową. Prędko zataczałem kręgi z tym trawiastym gniazdem, dym kreślił w nadchodzącym wieczorze niebieski okrąg, nagle zaczęło pryskać iskrami i w okamgnieniu trawa zapłonęła, opisując płomienisty okrąg. Płonącą trawę piórową przyłożyłem do kory brzozowej wewnątrz stosu. Paląca się brzozowa kora czerpała z podmuchów powietrza przychodzącego znad rzeki.
Myślałem, że będę skakał z radości wokół ognia, który roznieciłem dzięki swojej pracy. Ale stałem, wydychałem zmęczenie. Zobaczyłem, jak w ciągu zaledwie chwilki zapłonął stos. I przymrużałem oczy, kraina znikała, modry cień nad rzeką rozprzestrzenił się, a ja słuchałem ognia, wdychałem jego zapach i ciepło.
⁎ | ⁎ | ⁎ |
Pod warownym zamkiem Angersbachem, u podnóża jego stromego zbocza i na skraju niw, stoi szereg chat, które pamiętają złotą gorączkę w Czechach. Nie chodzi tu o płukanie złota w rzekach Sazawie, Uhlawie i Otawie, czy w zaciszach Prądów Świętojańskich na rzece Wełtawie. Te zręby pamiętają przedwojenną złotą erę osadnictwa trampowego. Chaty nie miały płotów ani ogrodzeń i podobnie jak mój namiot stały na brzegach rzek, na granicach lasów i przyrzecznych łąk. Kiedy wyjawiłem moim przyjaciołom zamysł przeżycia samotnego urlopu w lasach i w dziczy, uznali mnie za samotnika, odludka, dziwaka i indywidualistę stroniącego od społeczności. Broniłem się, pytając, kto jest tym samotnikiem, czy ten, kto ogradza się płotem i drutem kolczastym w swoim domu, w chacie czy ogrodzie i zupełnie otwarcie wyjawia swoją chęć izolacji od świata, czy ja - ten, który rozbił swój namiot, zrobił schowek na drewno i swoją kuchnię z ogniskiem w wolnej krainie. Ta wolna, swobodna kraina przychodziła do mnie aż do łóżka, a kiedy odchodziłem ze swojego schronienia i znów do niego wracałem, nie przekraczałem żadnego progu i nie zamykałem furtki na dwa spusty. Każdy mógł podejść do mojego ogniska - rybak, robotnik leśny, dzieci i wioślarze spływający prądem rzeki lub geolodzy i geometrzy rysujący czarodziejskie znaki na nacięciach drzew podobnie, jak to czynili w zamierzchłych czasach poszukiwacze złota przy oznakowywaniu terenów ze złożami metalu. Kraina ..text pokračuje