Stránka:bw-tom9.djvu/86

Z thewoodcraft.org
Tato stránka nebyla zkontrolována

Leśny Almanach O jedzeniu w ogóle nie wypada rozmawiać. Na pytanie, jak gotują się najlep- sze gołąbki, „namiętna kucharka” Szwabka Gudrun daje nam do zrozumienia, że na ten temat wolałaby po prostu nie mówić. Po dwóch godzinach jazdy samochodem, mijając białe mielizny i faliste górskie skały dotarli do St. Katherina, wioski z 800 mieszkańcami w pobliżu Gór Mojżeszowych, gdzie już od wczorajszego dnia oczekiwał ich beduiński przewodnik, 43 letni Awad. Awad nosi granatowy kaftan, pod nim długie kalesony z grubej surowej wełny i na nogach rozlazłe sportowe buty z chole- wami. Przeszło 20 lat prowadzi zmęczonych cywilizacją turystów przez doliny i wąwozy gór Synaju. Prócz izraelskich turystów, przyciąga cisza gór zwłaszcza turystów niemiec- kich. W ostatnich pięciu latach gwałtownie powiększyła się liczba milczących i poszczących podróżników. Kiedyś w rejonie szejka Mussy Awada Hassana, 42 letniego menadżera turystyki tutaj panującego szczepu Dżabalija, umie- szczono 150 wielbłądów. Dzisiaj jest ich już 400. Uderzający jest fakt ogromnej ilości mężczyzn, szukających tutaj „swoich korzeni”, aby potem mogli powrócić bez skrupułów do swojego otoczenia - wyjaśnia szejk Mussa. - Oni wszyscy mają te same problemy, nie rozumieją się nawzajem ze swoimi żonami. Podobne nieszczęścia są w kraju beduinów zupełnie nieznane. Małżonki - jest ich aż czterech na jednego moslemina — stoją na uboczu, nie uczestnicząc w podobnych zabawach. Od czasów średniowiecza mało się tutaj zmieniło. Chleb - główne pożywie- nie, piecze się codziennie z papki zrobionej z mąki i wody na żarze ogniska obozowego. Beduińscy smakosze kłócą się, gdzie rozszerza się smak chleba bardziej intensywnie: czy w żarzących odchodach osłów, czy w łajnie wielbłądów. Poszczącym turystom jest ta kwestia obojętna: spopielone chle- bowe płaty, których oni naturalnie nie śmieją jeść, wydają się nagle być smakowitymi i godnymi pożądania, jak nic innego. Za ostatnimi lepiankami wsi kończy się cywilizacja. Powolnie stąpa Awad do stromego szutrowego stoku. Mała karawana za nim, na końcu kuchenny wielbłąd Abdul, z olbrzymią butlą gazową, balansują między jego garbami. Niemcy z północy swojego kraju, jak Jever z Hamburga, najradziej widzieli- by się w ojczystych równinach. Oni najmniej są skłonni do zawrotów głowy i popatrzeń. Podróż od pierwszego grzbietu górskiego do doliny jest dla nich 84