Stránka:bw-tom9.djvu/177

Z thewoodcraft.org
Verze z 12. 11. 2020, 15:34, kterou vytvořil Keny (diskuse | příspěvky) (→‎Nebylo zkontrolováno: Založena nová stránka s textem „Dzień dobry, listopadzie DZIEŃ DOBRY, LISTOPADZIE Nieruchomy chłód otula ściany chaty. Piec dawno wygasł, mróz powoli zakra- da się do szczelin…“)
(rozdíl) ← Starší verze | zobrazit aktuální verzi (rozdíl) | Novější verze → (rozdíl)
Tato stránka nebyla zkontrolována

Dzień dobry, listopadzie DZIEŃ DOBRY, LISTOPADZIE Nieruchomy chłód otula ściany chaty. Piec dawno wygasł, mróz powoli zakra- da się do szczelin między okiennicami i drzwiami. Krótka chwila między nocą i dniem ożywia zmysły i ja otwieram oczy do ciemności. Tylko Bóg sam chyba wie, dlaczego mój sen jest tak twardy, jak gdybym przygotowywał się, by przeczekać zimę w sposób niedźwiedzi. Zaklejone powieki i całkowita gnuśność. Buty nieprzyjemnie chłodzą, tylko z trudem je wkładam. Walczę z niechęcią, by wyjść na pole z chaty i opłukać się w pobliskiej toni. Wreszcie to czynię. Lodowa siekiera dotknięcia wodnego żywiołu odpędza w końcu moją senność. Mam spotkanie z listopadowym porankiem, nie śmię się spóźnić. W poduszce zwiędłych liści nie można poruszać się po cichu. Człowiek jest zbyt niezgrabnym tworem, lecz również drobne istoty od czasu do czasu zasze- leszczą. Niektóre z nich robią zimowe zapasy — w koronach drzew 1 pod nimi ukrywa się obfity urodzaj. Zwalniam swój krok, nie mam powodu śpieszyć się, nie chcę im zakłócać spokoju. Myślę o tym, jaka jest to sława końca, dlaczego śmierć corocznie ubiera się do tak wielobarwnych kostiumów. Jeśli jest naprawdę taka zła, jeśli nie ukrywa w sobie raczej perspektywy corocznego wiosennego tworzenia nowych 1 niewin- nych istot. Nie czuję lęku przed śmiercią, obawiam się tylko bólu, który jej czasem towarzyszy. Mój dziadek kiedyś jesienią zbierał owoc z jabłoni. Po pracy w sadzie około południa usiadł pod lipą, zjadł obiad i spokojnie się wyciągnął, aby trochę się zdrzemnąć. Znaleźli go aż wieczorem, martwego, z wyrazem zadowolenia w twarzy. Miał siedemdziesiąt siedem lat. Życzyłbym sobie takiej śmierci jaką miał on, wcielona mądrość i dobroć... Z zamglonego półmroku coraz bardziej wyłania się otaczająca kraina. Westchnąłem i oparłem się o drzewo, potężny dąb z pomarszczoną korą. Również jego listowie zbrązowiało przez poznanie końca. Jego pokrzywione gałęzie mogłyby opowiadać o ciężarze płatków Śniegu, o powoli przepływającym soku drzewnym, o mrozie i o trupkach ptasich, kiedy nagle nastąpiła odwilż 175