Pokračování textu ze strany 19
… rozniecaniu ognia. Tulejka przytrzymuje świder w pozycji pionowej, dzięki czemu delikatnym naciskiem na tulejkę, świdruje się zwęglone trocinki z lipowej deseczki, w której świder obraca się w wyżłobionym karbie.
Przybrzeżne nawarstwienia żwiru są w rzekach rodzajem mozaiki, którą można podziwiać bez ograniczeń. Znajdziesz tam modry kamień, szary, pręgowany kamień lub kawałek cegły wygładzonej przez piasek i prądy wodne. To wszystko są stosowne odkrycia dla oczu i słońca, chwilami je obserwujesz, potem znalezioną skałkę rzucasz do rzeki i szukasz nowego kamienia. W takim trybie ta gra kontynuowana jest w toku słonecznych dni, ponieważ kiedy pada deszcz, mozaika zmywa się, aby znów zabłysnąć, gdy przyjdzie jasny dzień.
Przewędrowałem boso żwirowe nawarstwienia brzegów strumienia i rzeki, długo, przedługo szukałem dobrego kamienia, który wygodnie leżałby w dłoni i który byłby na odwrotnej stronie wyposażony przez przyrodę i grę geologicznych sił, najprawdopodobniej w prehistorii, w naturalne zagłębienie czy rozcięcie. Obserwowałem, jak w rzecznym prądzie ocierają się o siebie kamień o kamień i jak ścierają się nawzajem do przepięknych kolorowych, gładkich kształtów, pstrokatych i żyłkowanych, czarnych i brązowych, żółtych i ochrowych i znów zielonkawych i białych, zależnie od tego, z której części gór przyniosła je rzeka i skąd przytoczył je Strumień Angerbachowski. Między tymi kamieniami znajdowałem również wygładzone odłamki dzbanków i garnków, wyrzuconych przez gospodynie na górnych odcinkach biegu rzeki. Naturalnie, nie mogły one posłużyć do moich celów, ale brałem je do rąk, rozmyślając, kto się nimi posługiwał, kto je wytoczył na garncarskim kole, kto je wymalował i wypalił, w której gospodzie pito z nich piwo, czy je rozbijano.
W końcu podniosłem z rzecznego łożyska kamień o zadziwiającym niebieskim kolorze i równie ciekawym kształcie, z zagłębieniem w środku - idealnym dla świdra. Zagłębienie poszerzyłem kilkoma uderzeniami krzemieniem i wydmuchałem powstały proch skalny, najprawdopodobniej pochodzenia gnejsowego z Szumawy lub z łupku mikowego ze Sławkowskiego Lasu. Byłem szczęśliwy z powodu tego odkrycia, niosłem kamień do obozu, ciągle go głaszcząc dłonią, do której był tak doskonale ukształtowany.
I znów wybierałem się na stoki przybrzeżnych gór. Na powalonych pniach obumarłych buków znajdowałem całe kolonie żagwi ogniowej. Żagiew była odłamywana z drzewa, rozerżnięta i jej aksamitnie brązowy rdzeń był rozklepywany na cienkie płatki, delikatne jak sarnia skóra. Dawała człowiekowi hubkę tlącą się od iskierek wykrzesanych krzemiennym krzesiwem.
W tajemniczym świecie grzybów żagiew ogniowa zajmuje uprzywilejowane miejsce. Włada całym grzybowym narodem, patrząc na niego z wysokości srebrzystych bukowych pni, a władza jej trwa na wieki. Jest najbardziej tajemniczym grzybem. Chyba dlatego, że ukrywa się w niej ..text pokračuje